piątek, 13 czerwca 2014

Mira Grant - "Feed"

Tytuł:                    Feed
Tytuł Oryginalny: Feed
Autor:                   Mira Grant
Cykl:                     Przegląd Końca Świata
Data Premiery:     7 listopada 2012
Wydawca:             Sine Qua Non
Liczba stron:         496
Ocena:                   9,5/10

"Rok 2014. Wynaleźliśmy lek na raka. Pokonaliśmy grypę i przeziębienie. Niestety stworzyliśmy też coś nowego, strasznego, coś, czego nikt nie mógł zatrzymać. Infekcja rozprzestrzeniła się szybko, wirus przejmował kontrolę nad ciałami i umysłami, wydając jedno tylko polecenie: jedz!


Upłynęło 20 lat. Georgia i Shaun Mason są na tropie największej historii w ich życiu – mrocznej konspiracji stojącej za infekcją. Prawda musi wyjść na jaw, nawet jeśli jest śmiertelna."



Kiedy przeczytam dobrą książkę mam wrażenie, że to już koniec, że nie ma już niczego dobrego, czego bym nie przeczytała. Nigdy już nie trafię na tak dobrą książkę, jak ta, którą właśnie odłożyłam i moja dalsza książkowa przygoda skazana jest na dryfowanie od pozycji dobrej aż po fatalną, ale nigdy nie wypłynę na wyspę, którą nazwałabym "świetną". Wtedy właśnie trafiam na perełki, takie jak "Feed" i moja nadzieja odżywa od nowa, by z ostatnim wyrazem, ostatnią literką, zatonąć znów w przekonaniu, iż nie ma już nic lepszego do przeczytania. Oczywiście podejście mam czysto irracjonalne, ale doskonale obrazuje, jak książki, takie jak "Feed", potrafią mnie zaskoczyć w pozytywnym tego słowa znaczeniu.

"Marburg Amberlee było cudem, tak jak Kellis lekarstwem, ale razem stali się przyczynkiem do zmiany biegu historii ludzkości. Dokonali tego razem. Nikt już nie ma raka ani przeziębienia. Jedynym problemem są żywe trupy."

Powiecie zapewne: zombie, zombie znowuu, to nie moje klimaty. A wiecie, co ja wam odpowiem? Zombie są chyba wątkiem, na którym został położony najmniejszy nacisk w tej książce. Zombie przewijają się w tle, są czynnikiem, na który trzeba uważać, lecz w większości wtapiają się w tło i tworzą odpowiedni klimat i podłoże dla politycznej części książki, czyli głównego wątku.Czytając książki i widząc seriale o tej tematyce (tak, jestem maniakiem TWD) zawsze zastanawiałam się, jak zombie mogły zniszczyć całą ludzkość. Hej, przecież mamy wojsko, zabezpieczenia i inne pierdoły, po prostu jakaś część musiała przetrwać i wytworzyć cywilizację. Ale nie, wszelkie książki, przynajmniej te, które są mi znane, mówią: Fuck logic, zrobimy po swojemu. Wszystkie, oprócz Feed. Tutaj mamy świat dopracowany w każdym calu, wszystko jest logiczne i spójne, aż czasem liczne wyjaśnienia w postaci monologów Georgi zaczynają się dłużyć, ale nie jest to mankament. Myślę, że jeśli przyszłoby nam przeżyć apokalipsę zombie, to nasz świat mógłby właśnie tak wyglądać. Każdy element fabuły zazębia się z innym, dopasowanym do siebie, nie znalazłam wątku, który byłby bez sensu, nielogiczny, czy nie ubarwiał całości w pozytywny sposób. Czytając książkę, mamy tak realne odczucia, jakby to naprawdę się działo, jakby istniał świat funkcjonujący na takich zasadach. Nazwałabym to nawet hiperrealizmem, ale nie wiem, czy można stosować takowe sformułowania w kontekście książek. W każdym razie świat przedstawiony w powieści jest niemal idealny, realia są bardzo dokładnie odtworzone i nie mamy tutaj pozbawionych sensu zachować czy sytuacji, wszystko i wszyscy ma tu swoje miejsce.


Na pochwałę zasługuje nie tylko świat zbudowany, ale także sami bohaterowie. Georgia i Shoun, czyni Ci główni są po prostu boscy. Nie umiem tego inaczej wyrazić, ta dwójka idealnie się dopełnia, są swoimi przeciwnościami, a jednak jedno bez drugiego to już nie to samo, brakuje wtedy tej najważniejszej części. Zdawałoby się, że powieść bez choćby najmniejszego wątku miłosnego wypada blado, ale tutaj mamy perfekcyjny dowód, iż tak nie jest. Każde z rodzeństwa dałoby się zabić za drugie, więź ich łącząca jest świetnie ukazana, a żarty i cięte odzywki są dobrze wpasowane w całokształt narracji. Nie tylko postacie głównych bohaterów plasuje się wysoki w rankingu najlepiej wykreowanych postaci. Zresztą każda sylwetką, która przewija się przez stronice książki posiada własne "ja", pierwszo czy drugoplanowa, ale też zupełnie pobocza. Autorka zadała sobie przy tym wiele trudu i udało jej się stworzyć sylwetki silnych, niezależnych bohaterów, którzy wiedzą, czego chcą i jak to osiągnąć, czy to poprzez tykanie patykiem głodnego zombie, manipulację czy nie do końca legalne środki, a jednocześnie udało jej się uniknąć efektu  
przerysowania i sztuczności postaci, co niestety bardzo często spotykam w książkach. 

Cóż mnie jeszcze urzekło? Sam język powieści. Po 20 stronach stwierdziłam: Hell yeah! Grant świetnie posługuje się językiem potocznym, cała książka utrzymana jest w klimacie towarzyskich rozmów, a nie silącego się na powagę literackiego tonu, a jednocześnie nie mamy tutaj niepasującego młodzieżowego slangu, który pasowałby do tej książki jak kot do szczekania. Cięte dialogi i wszechobecny humor (uwaga, żarty rzeczywiście są śmieszne!) sprawiają, że książkę czyta się z przyjemnością podśmiewając się niemal przy co poniektórych kwestiach wypowiedzianych przez postacie.

"Czasami musisz sobie odpuścić i dać się ponieś biegowi wydarzeń"

Dobrze odzwierciedlona rzeczywistość w powieści ma też swoje minusy. Przez tłumaczenie wielu kwestii, zwyczajów i ogólnego funkcjonowania świata w nowym wydaniu, fabuła jest nieco rozciągnięta w czasie, co miłośników parcia do przodu w szalonym tempie może nieco nużyć, ale mi to pasowało. Żeby poznać tajniki świata trzeba czasu, a autorka poświęca wiele stronic na niezwiązane z głównym wątkiem tłumaczenia, które, muszę to przyznać, czasem są nieco zbędne lub zbytnio rozbudowane, ale to ginie wśród wydarzeń głównego nurtu. Mi to niespecjalnie przeszkadzało, ale słyszałam opinię, że książka jest nużąca i czytelnicy nie mogli powstrzymać ziewania podczas lektury. Cóż, coś za coś, mamy rzeczywisty świat powieści w zamian za rezygnację z wartkiej niczym potok górski akcji.

Początek dobry, co z zakończeniem? Przyznam szczerze: gdyby posypać książkę jakąś magiczną mieszanką marihuaninen, mleka w proszku i bóg wie jeszcze czego, w wyniku której wyrosłyby jej ręce, to ta książka przy ostatnich 50 stronach z całą pewnością wymierzyłaby mi siarczystego policzka. Nigdy nie zdarzy mi się, by koniec powieści tak bardzo mnie zaskoczył, zupełnie jakby pani Grant z całych sił starała się przekonać nas, że może być jeszcze gorzej. O wiele gorzej. Słyszałam, że finał "Deadline" jest jeszcze bardziej wstrząsający, więc już się boje, co tam może się stać, bo po "Feed" jestem zaskoczona. Nie negatywnie. W sumie też nie pozytywnie. Podejrzewam,że to zakończenie nie może się nikomu spodobać, po prostu jest takie...sami się przekonajcie, bo ja spoilerować nie będę (już chcą mnie spalić na stosie za nieczytanie Tolkiena, jedno oskarżenie mi wystarczy). Przeczytajcie sami i się przekonajcie, co takiego czyha w odmętach tej powieści, bo naprawdę warto. By nie wyrażać się o książce w niecenzuralnych słowach, na koniec powiem tylko, że cała seria prawdopodobnie dołączy do moich ulubieńców, a uwierzcie, nie łatwo się tam dostać.

                                                                                                                                                Evra.
Książa bierze udział w wyzwaniach:
Czytam opasłe tomiska














7 komentarzy:

  1. Już dosyć dawno zwróciłam uwagę na ten tytuł:) A Ty potrafisz nieźle zachęcić:) Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję ^^ Staram się by moje recenzje były choć trochę ciekawe.

      Usuń
  2. Ciekawa recenzja, muszę przyznać, choć na chwilę obecną z lektury tej książki zrezygnuję, gdyż cierpię na brak czasu. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja lubię wykorzystywany motyw zombie w literaturze, więc to coś dla mnie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Mimo, że rzadko czytam tego rodzaju książki to ten tytuł mnie bardzo zaciekawił. Gdy tylko nadarzy się okazja, to chętnie przeczytam :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Na tą książkę nigdy wcześniej raczej nie zwracałam uwagi, może dlatego, że nikt nie potrafił mnie do niej przekonać. Do czasu. Konkretnie - do czasu twojej recenzji. Zdecydowanie wiesz jak wzbudzić ciekawość, a że TWD także oglądam i uwielbiam zapisuję sobie "Feed" na listę "do kupienia". Nie mogę się doczekać, aż powieść trafi w moje ręce i naprawdę mam nadzieję, że zrobi na mnie przynajmniej tak pozytywne wrażenie, jakie zrobiła na tobie :)
    Pozdrawiam!
    Sherry

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, iż Ci się spodoba, choć nie wiem, skoro lubujesz się w romansach :) Tak czy siak polecam i jestem bardzo ciekawa Twojej opinii.
      A i za pochwały dziękuję, staram się jak mogę, by było choć trochę ciekawie :)

      Usuń