sobota, 18 października 2014

#5Zapowiedź

Magdaleny Kawki nie trzeba przedstawiać. Wydawnictwo MG wydało w zeszłym roku jej Wyspę z mgły i kamienia.
Dziś proponujemy kolejną niezwykłą książkę tej niezwykłej Autorki. W swojej nowej powieści W zakątku cmentarza, czyli końcu wieczności Magdalena Kawka sięgnęła po temat, można powiedzieć, ryzykowny. 

Życie po życiu, ale bardziej dosłownie.



Czy zastanawialiście się kiedyś, co się dzieje na cmentarzu, gdy za ostatnim odwiedzającym zamyka się brama? Jakie emocje, namiętności i obawy kłębią się między nagrobkami?
Czy wiecie ile samozaparcia potrzebuje Artystka, by zdobyć choćby lichą pomadkę, która podreperuje jej nadwątloną śmiercią urodę?
A Poeta? Ileż, biedak, musi przerzucić rozmokłych kartonów po zniczach, zanim znajdzie jeden, na którym da się coś zapisać…
Po drugiej stronie życia zwykłe, codzienne czynności zyskują inny wymiar i stwarzają niewyobrażalne trudności. Zwłaszcza, gdy człowiek nieustannie obawia się świateł znad łąki oraz tajemniczej Kobiety z Klasą, o której krążą potworne historie.
I gdy najbardziej ze wszystkiego boi się utraty wieczności.

Magdalena Kawka – z wykształcenia socjolog, z zamiłowania pisarz, z upodobania wolny strzelec. Szczęśliwa, że z tych klocków udało się zbudować spójną przestrzeń. Jest autorką poradnika dla rodziców Przygody Kosmatka kilkulatka. Ponadto spod jej pióra wyszły: Sztuka lataniaAlicja w krainie konieczności oraz Rzeka zimna.
Laureatka nagrody głównej pierwszej edycji konkursu „Piórem i pazurem” w 2012 r.


Książka ukaże się na rynku 22 października

piątek, 17 października 2014

Mira Grant - "Blackout"

[źródło]
Tytuł: Blackout
Tytuł oryginalny: Blackout
Autor: Mira Grant
Data premiery: 27 sierpnia 2014
Wydawca: SQN
Liczba stron: 512
Moja ocena: 9/10

"Tylko jedna rzecz jest pewna: zawsze może być jeszcze gorzej
Kiedy w 2014 roku opracowywano lek na raka i skuteczną szczepionkę przeciwko grypie, nikt się nie spodziewał, że świat stanie na skraju zagłady. Po ćwierćwieczu walki o dawny świat, bez strachu o jutro, ludzkość wyszła na prostą. Wtedy też okazało się, że to nie zombie, a sam człowiek jest największym zagrożeniem.
Niespodziewany wybuch epidemii na Florydzie staje się kolejnym kamieniem milowym w spisku stulecia, a ekipa Przeglądu Końca Świata zostaje oskarżona o bioterroryzm. Sytuacja wymaga podziału grupy. Shaun wyrusza zbadać źródło zarazy, natomiast reszta udaje się do legendarnego hakera Małpy po nowe tożsamości. A do tego wszystkiego dochodzi tajemnica Obiektu 7c przetrzymywanego w tajnych laboratoriach CZKC…
Pozostało jeszcze tak wiele do zrobienia, a zegary nieubłaganie odmierzają czas do wielkiego finału. Czy młodym dziennikarzom wystarczy odwagi, żeby stawić czoła szalonym naukowcom, wytworom ich eksperymentów oraz pozbawionym sumienia agencjom rządowym?"



"Powstańcie, póki możecie."

Oto nadeszła ta chwila, moja przygoda z "Przeglądem Końca Świata" dobiega końca. Serię ową odkryłam dość niedawno, bo niedługo przed wakacjami i wciągnęła mnie bez reszty. Poszczególne tomy czytałam praktycznie hurtowo, więc nieco dziwnie się czuje wiedząc, że tak szybko zakończyłam całą serię i nie ma już do czego wracać, nie ma oczekiwania na następny tom. 
Ileż to czasu minęło, odkąd poznaliśmy Shauna i Georga uciekających na motocyklu przed zgrają zombie? Cały ich świat składał się z bloga i tykania nie-do-końca-umarłych patykiem, kiedy teraz od nich zależą losy całego świata. Niewyobrażalna odpowiedzialność. I niewyobrażalne kłopoty.
"Przegląd Końca Świata" to seria wyjątkowa i niepowtarzalna, dopracowana w niemal każdym szczególe. 
Druga jej część, mianowicie "Deadline", zostawiła czytelnika z opadniętą szczęką i pytaniami kłębioncymi się w głowie. Pani Grant nieźle namieszała i, jak już pisałam w recenzji drugiej części, przy "Blackout" będzie musiała się bardzo postarać, by wszystko wypadło logicznie i wiarygodnie.

"Kiedy masz wybór między życiem a śmiercią, wybierz życie.
Kiedy masz wybór między dobrem a złem, wybierz dobro.
Kiedy masz wybór między potworną prawdą a pięknym kłamstwem, zawsze wybieraj prawdę"

"Przegląd Końca Świata" to seria o bardzo wysokim jak i wyrównanym poziomie. Poszczególne tomy serwują nam dawkę przygód i trzymających w napięciu intryg. "Blackout" nie jest wyjątkiem, autorka snuje pajęcza sieć spisków politycznych połączonych w misterną pajęczynę. Bohaterów również nie oszczędza, rzuca ich w wir najgorszych kłopotów, jakie mogliby sobie wyobrazić. Wydawałoby się, że nie może być już gorzej, ale owszem, może. Po wybuchu epidemii na Florydzie strefa ta została odcięta od reszty kraju i spisana na straty. Kochane CZKC bardzo wygodnie zrzuciło winę na "Przegląd Końca Świata" co w konsekwencji zaowocowało uznaniem ich na bioterrorystów. Prze to muszą się ukrywać - wraz z doktor Abbey, nieco szaloną, ale genialną panią naukowiec. Nigdzie nie mogą być bezpieczni. Jednak nie zamierzają być bierni, postanawiają działać - cała ekipa rozdziela się, by sprostać innym zadaniom. 
Cóż, fabułę nieco trudno streścić tak, by nie psuć innym lektury spoilerami, Ktoś, kto przeczytał już drugą część na pewno zrozumie, jak bardzo szokująca i przepełniona akcją była, pozostałym nie będę psuła zabawy i ograniczę się do tak ogólnikowego zarysu  fabuły.

Mira Grant znana jest z rozbudowanej i bardzo realistycznej kreacji świata. Trzecia część serii nie odbiega od poziomem od wcześniejszych pod tym względem - świat przedstawiony wciąż zaskakuje swoją perfekcją i niesamowitą logiką. Kunszt autorki  w dopasowywaniu elementów świata tak, że nie można doszukać się choćby jednej nielogicznej rzeczy, jest naprawdę warty docenienia. 

Konsekwencją bardzo plastycznych i dokładne opisów niemal wszystkiego, co się wokół dzieje, co tworzy ten właśnie rozbudowany i realistyczny świat jest nieznaczne rozwleczenie akcji. Może inaczej: dla mnie nieznaczne, bo wiem, że spora grupa osób narzeka na rozwlekłą  fabułę.
Mi osobiście to nie przeszkadza, lubię dobrze wykreowany świat, w który mogę "wejść", jednak nie każdemu może to przypaść do gustu, gdyż preferuje szybką akcję



George. Shoun, Maggie, Mahir i inni członkowie Przeglądu Końca Świata, niezbyt się zmienili. Shoun może trochę dojrzał, zmieniły mu się priorytety i ogólne postrzeganie świata. Ogólnie bohaterowie od samego początku byli bardzo dobrze wykreowani i myślę, że nie potrzebna tu była ich wewnętrzna ewolucja i przemiana. Nie mamy tu do czynienia z ideą "hej, mamy po 16 lat, kochajmy się i chodźmy ratować świat, bo jesteśmy tacy wyjątkowi", jak to bywa w większości młodzieżowych książek. Tutaj bohaterowie są dorośli i obce im są irracjonalne zachowania, przy czym nie są idealni - popełniają błędy. "Przegląd Końca Świata" to jedna z niewielu książek, w której żaden z bohaterów nie przyprawia mnie o chęć mordu, a już na pewno jedyna, w której nikt mnie nie irytuje. Każda postać jest oryginalna, ma swoje przyzwyczajenia, dziwactwa i dziwne zachowania,ale w żadnym wypadku nie mamy tutaj powielanych schematów.Cięte komentarze i specyficzny humor postaci nadal pozostały bez zmian i wciąż świetnie wzbogacają jeżyk książki, która sam w sobie trzyma bardzo wysoki poziom. Mimo iż książka zawiera wiele aspektów z zakresu medycyny i wirusologi, to nie przeszkadza to w czytaniu. Autorka bardzo zwinnie wplata w dialogi pytania mniej "wyedukowanych" postaci, dzięki którym wszystko jest wytłumaczone w najbardziej przystępny sposób.




"(...) Jeśli otrzymacie kiedyś wysokie stanowisko, a wasze decyzje mogą zaważyć na całym społeczeństwie, konsultujcie się z sześciolatkami. Jeśli patrzą na was z przerażeniem w oczach i mówią, że do końca życia dostawać będziecie rózgi zamiast prezentów, zapewne czas na zmiany."

Kiedy pierwsza część serii ma za zadanie zapoznać czytelnika ze światem i postaciami, ostatniej przypadło chyba jeszcze trudniejsze zadanie - musi zamykać wszystkie wątki, spajać to, co dotychczas było niejasne i zapewnić finał, dzięki któremu czytelnik zapamięta serie na długo po tym, jak skończy ją czytać.
"Blackout" spełniło swoje zadanie, jako ostatniego tomu, dość dobrze. Wątki zakańczane są stopniowo, nie występuje tu zjawisko, gdzie w dwóch ostatnich rozdziałach wszystko domykane jest "na wariata". Jednocześnie wszystko nadal jest logiczne, nie ma dziwnych sytuacji, z których autor najwyraźniej nie wiedział jak wybrnąć. Pierwsza połowa książki dzieli akcję na dwie perspektywy, które potem łączą się w jedną całość i pozostają nieprzerwane do końca. Jak dla mnie nie stanowiło to problemu, w obu przypadkach fabuła była ciekawa i nie dłużyło mi się oczekiwanie na "wielkie spotkanie".
W natłoku powłóczących nogami zombie i intryg politycznych nie zabrakło miejsca na...wątki romantyczne. Jednak są one ukazane w sposób, który najbardziej lubię - nie są wyraźnie, nie znajdują się na pierwszym planie, a gdzieś w tle nie ingerując w fabułę. Na tym planie w trzeciej części autorka nieco nas zaskoczy. Nie chcę tu spoilerować, jednak myślę, że część czytelników (tak jak ja) domyślała się tego od 1 części, lecz znów - w postępowaniu postaci ten mały "aspekt" niczego nie zmienia.
Finał również przypadł mi do gustu, może tylko dalsze losy postaci, jak dla mnie, były nieco zbyt "spokojne", myślałam, że autorka bardziej namiesza im w życiorysie i zrobi jakieś "bum", ale usatysfakcjonowało mnie to, co dostałam.

 Mira Grant miała dość śmiałą wizję fabuły i widać, że udźwignęła ciężar własnych pomysłów, bo wszystko prezentuje się bardzo dobrze. Do osób zrażonych tematem zombie w książkach - nie lękajcie się! Książka nie samym zombie (nie) żyje, stanowią one tło, które ubarwia i komplikuje świat i naprawdę nie warto omijać tej świetnej pozycji tylko ze względu na umarlaki. 
A przeczytać naprawdę warto, serie tak dobrze napisane i o tak jednolitym poziomie trafiają się naprawdę rzadko, a "Przegląd Końca Świata" do takich rzadkości właśnie należy.
Z nieskażonym sumieniem mogę polecić tę książkę naprawdę każdemu, bo warto (przy okazji będziecie wiedzieć, jak zachować się w przypadku apokalipsy zombie!)

Za możliwość przeczytania książki dziękuję wydawnictwu:

                                                                                                                                           Rose.

poniedziałek, 13 października 2014

#4Zapowiedź

W serii klasyki światowej nie mogło oczywiście zabraknąć Fiodora Dostojewskiego. Zaczynamy od jego ostatniej, najwspanialszej powieści: Bracia Karamazow.



Jest to opowieść o ojcobójstwie, w którą w różny sposób zamieszani są trzej synowie zamordowanego. Każdy z nich, dręczony poczuciem winy, stara się znaleźć swoje miejsce w mrocznym świecie Karamazowów. 

Dostojewski był mistrzem analizy najmroczniejszych zakątków duszy ludzkiej i targających człowiekiem namiętności. 
W Braciach Karamazow roztrząsa odwieczne dylematy ludzkości: istnienie wolnej woli, Boga, zła, miłości. Ale też nie brak w tej powieści wątków romansowych czy wręcz komicznych.

Bracia Karamazow zostali uznani przez wielu myślicieli, takich jak Zygmunt Freud czy Albert Einstein, za jedno z najwybitniejszych dzieł literatury światowej.

Premiera Braci Karamazow 22 października).

Jak Wy zapatrujecie się na tę pozycję?

środa, 8 października 2014

Miasto 44



Tegoroczna okrągła rocznica Powstania Warszawskiego sprawiła, że wzrosło zainteresowanie tym podniosłym, historycznym wydarzeniem. Pojawiały się coraz to nowe książki, filmy, a i ludzie zaczęli bardziej wgłębiać się w ten temat. O tym, że zaczyna mnie już drażnić taka swoista "sezonowość" na opiewanie bohaterstwa powstańców nie będę teraz mówić. Oczywiście nie mówię tutaj, że nie należy się im szacunek i podziw, ale ludzie (nie wszyscy oczywiście) nagle zaczęli się tym interesować w nie wiadomo jak zaciekły sposób, przy czym nigdy nie słyszałam, by tak szumnie mówiło się o innych powstaniach (a było ich trochę).

Ponarzekawszy sobie trochę, przejdę do głównego tematu, a mianowicie filmu pana Jana Komasy, który bije rekordy oglądalności, "Miasto 44" od dnia premiery (19 września) przekroczyło już milion widzów. Przyznam szczerze, że ja sama nie zdecydowałabym się na niego pójść - miałam raczej marne oczekiwania co do niego, nie wydawało mi się, by było to coś, co warto obejrzeć na dużym ekranie. Jednak moje cudowne, dobrze prosperujące liceum zorganizowało masowe wyjście do kina ok. 15 klas na tenże seans. Wzbraniać się nie zamierzałam, z czystej ciekawości udałam się do kina  razem z innymi.

Jakie odczucia po obejrzeniu? Bardzo mieszane. Z jednej strony było lepiej niż się spodziewałam, a spodziewałam się filmu dla młodzieży, który nie byłby zbyt wysokich lotów i taki raczej "dla kasy" - byle tylko więcej ludzi przyszło. Dostałam film dobry...pod pewnymi względami a śmieszny i wręcz groteskowy pod innymi.
Zacznijmy od tej dobrej strony - realia powstańczej Warszawy są odzwierciedlone dość realistycznie - wszechobecne zniszczenia, gruzy i wojska niemieckie. Wszystko to było prawdziwe. Walka powstańców również świetnie odwzorowana, poświęcenie, łzy, krew. Nawet aspekt, kiedy żołnierz popełnił samobójstwo - oto do czego doprowadza wojna. Krew lała się strumieniami, reżyser nie oszczędzał brutalnych scen, co według mnie jest bardzo dobrym zabiegiem. Gdyby postanowił "złagodzić" ten film, zrobić go bardziej pod publiczność oszczędzając tego całego cierpienia wyszłoby bardzo sztucznie.
Kto już oglądał, z pewnością rzuciła mu się w oczy scena z wybuchem bomby i makabrycznym deszczem krwi i ludzkich szczątek, który potem nastąpił. Dla ciekawskich: sama nie byłam pewna, czy aby reżysera nie poniosła wyobraźnia, więc zapytałam nauczyciela od historii (człowiek, który mógłby żyć tylko historią) i wydarzenie to okazało się być prawdziwe. W czasie powstania Niemcy podstawili czołg, a powstańcy ciesząc się z tego, że go zdobyli, gromadzili się wokół niego tłumnie (szacuje się kilkaset ludzi), a wtedy właśnie nastąpiła zdalna detonacja ładunku wewnątrz niego umieszczonego. Cóż, zdarza się.
Do dobrych scen w filmie dorzucić jeszcze mogę tę rodem z gier wideo, gdzie patrzymy z perspektywy człowieka stojącego za bronią, a na ekranie widać tylko ową broń i jego przeciwników. Fajny, innowacyjny pomysł.

Oczywiście nie pomyślcie sobie, że film zawiera same pozytywy. Przejdźmy teraz do tych mniej dobrych i udanych aspektów filmu. Po pierwsze to: co, do cholery, robił tam dubstep?! Wybaczcie, ale to była swoista parodia. Sceny w zwolnionym tempie, rodem z Matrix'a. To było naprawdę dziwne i szczerze, za przeproszeniem - z dupy wzięte. Reżyser ponoć chciał unowocześnić całość, ale nie mam pojęcia skąd wziął mu się taki pomysł. Po prostu dziwne, nie umiem tego ująć inaczej.
Sceny erotyczne w filmie krytykowane są nawet przez samych powstańców, którzy mieli okazję obejrzeć produkcję pana Komasy. W czasie powstania wszyscy byli tak zmęczeni i przerażeni, że nawet, brzydko mówiąc, im się nie chciało. Ot co. A scena seksu dodatkowo jest pokazana w tym, znanym już z poprzednich scen, slow mode i okraszona jakże pasującym dubstepem. śmiech sam cisnął się na usta.
Kolejnym nieco dziwnym i w sumie nie wiadomo skąd wziętym wątkiem, jest wszechobecne palenie papierosów. Może się czepiam, ale naprawdę nie wiem, co reżyser chciał przez to przekazać. A palą wszyscy, powiedziałabym nawet, że na ekranie częściej pojawiają się kobiety z papierosem. Jest tego przesyt, aż widz zaczyna się zastanawiać, o co właściwie chodzi.
Dodatkowo niektóre sceny były trochę irracjonalne - choćby ta, gdzie jedną z bohaterek trafił czołg ( z kilu metrów) a ta nie dość, że nie umarła od razu, to była w całkiem niezłym stanie (a powinna raczej zostać rozerwana na strzępy) i zdołała nawet co nieco powiedzieć przed śmiercią. Takich niedociągnięć jest kilka, ale da się je wybaczyć.


"Miasto 44" nie jest złym filmem. Dość dobrze odzwierciedla realia historyczne, jednak nie brakuje mu minusów. Dziwne sceny wzięte nie wiadomo skąd. Sama fabuła nie jest wysokich lotów, wątek miłosny również ( borze szumiący, jak mnie denerwowała główna bohaterka), ale walka i zapał młodych ludzi pokazana jest naprawdę dobrze. 
Na wielką pochwałę zasługuje, osobiście moja ulubiona, scena końcowa, gdzie ukazaną mamy panoramę płonącej Warszawy, która stopniowa zmienia się we współczesny jej obraz. Scena ta daje naprawdę do myślenia, ile poświęcenia włożyć musiał naród polski, by odbudować to, co zostało niemal doszczętnie zniszczone i wdeptane w ziemia. 
Ogólnie rzecz ujmując, wciąż mam mieszane, jednak sądzę, że drugi raz do kina bym się nie wybrała. Zdania jak zawsze są podzielone na wielkich zwolenników i tych, którym film kompletnie nie przypadł do gustu. Ja uplasuję się gdzieś po środku, ponieważ było to jednak coś więcej, niż sobie wyobrażałam.

                                                                                                                                            Rose.

poniedziałek, 6 października 2014

3#Zapowiedź

F
Iwona Menzel po kilku latach nieobecności na rynku księgarskim i kilkunastu latach nieobecności w Polsce, wróciła znakomitą i bardzo dobrze przyjętą przez Czytelników oraz dziennikarzy Szeptuchą.

Dlatego też zdecydowaliśmy się przypomnieć jej debiutancką książkę W poszukiwaniu zapachu snów. Wbrew pozorom powieść ta tylko zyskała na aktualności.
Menzel opisuje historie rozgrywające się przed dwudziestu pięciu latu, w chwili gdy padał mur berliński, a w Polsce dochodziła do głosu gospodarka rynkowa.



Europa między Wschodem a Zachodem, początek burzliwych lat dziewięćdziesiątych. W Polsce zostaje obalona komuna, w Berlinie pada mur, droga do zjednoczenia Niemiec staje otworem.Na Bałkanach ziemia zaczyna nasiąkać bratnią krwią.
Między Niemcami i Polską krąży niestrudzenie matka dziesięcioletniego Jana, która od lat w Niemczech wychowuje samotnie syna.
Z zapartym tchem obserwuje dramatyczny rozwój wydarzeń i heroiczne wysiłki swojej polskiej rodziny, która chwyta się każdego sposobu, żeby uratować przed ostateczną zagładą podupadły majątek.
W przypływie szaleńczej odwagi matka Jana spełnia marzenie swojego dzieciństwa i kupuje konia. Marzenia nie spełniają się jednak bezkarnie: Lukrecja okazuje się wierzchowcem wyjątkowo krnąbrnym, nad związkiem bohaterki z ukochanym Joshem coraz bardziej ciąży cień jego byłej żony, a niepokojące nocne telefony rabują jej resztki snu. Euforia zjednoczeniowa mija szybko, kwitnące krajobrazy w nowych landach kwitną nie dla każdego i powoli powraca cicha tęsknota za dobrymi, starymi czasami.
W poszukiwaniu zapachu snów ukaże się 8 października

A jak Wy zapatrujecie się na tę pozycję?
                                                                                                                                    Evra.

czwartek, 2 października 2014

Podsumowanie września

Powrót z wakacji, jeszcze Hiszpania ^^

September
Wrzesień powszechnie należy do szkoły. I mną zawładnął szkolny chaos niecnie zjadający mój wolny czas. Druga klasa liceum obfituje w naukę i mnogość lektur (ah ten human). Przerobliśmy już 3 (Dziady, Pana Tadeusza i Konrada Wallenroda) a na jutro mam Dolinę Issy ~.~
Godzinowo nie jest tak źle, najpóźniej kończę 16.30 (dwa razy w tygodniu) w pozostałe dni o 15.45.
Brakuje mi słońca, cały czas tylko deszcz i chmury, brr.

Przeczytane książki:

"Dotyk Julii" - Tehereh Mafi [recenzja]
"Szary Mag" - Jarosław Prusiński [recenzja]
"Countdown" - Mira Grant [recenzja]
"Kroniki Jakuba Wędrowycza" - Andrzej Pilipiuk [recenzja]
"Blackout" - Mira Grant (recenzja wkrótce)
"Wielki Marsz" - Stephen King (recenzja wkrótce)

Łączna liczba przeczytanych stron: 1558 (słabiuuutko)

Ogólne statystyki:
Ogólna liczba postów [razem z tym]: 5
Obserwatorzy: 56 [+2]
Liczba wyświetleń: 5869 [+1074]
Komentarze: 447 [+29]


Jak widać, u mnie raczej słabo, a jak Wam minął wrzesień?

środa, 1 października 2014

Andrzej Pilipiuk - Kroniki Jakuba Wędrowycza"

Tytuł: Kroniki Jakuba Wędrowycza
Autor: Andrzej Pilipiuk
Data premiery: 2011 (data przybliżona)
Wydawca: Fabryka Słów
Liczba stron: 296
Moja ocena: 8,5/10

"Polscy autorzy raczej unikają tematyki polskiej a nawet scenografii kraju ojczystego. Jeśli już postanowią napisać utwór fantastyczny którego akcja rozgrywa się w Polsce, to po pierwszej próbie z ulgą odskakują od niewygodnego tematu. Po Weselu w Atomicach Mrożka niełatwo jest ulokować się na serio a i na wesoło w Tu i Teraz. Andrzej Pilipiuk jest chlubnym wyjątkiem który nie przestraszył się starcia ze skrzeczącą rzeczywistością. Stworzył postać filozofa chwilami oscylującego w stronę menela, dziwaka i geniusza rycerza i dowcipnisia Polaka-Który-Potrafi, i Polaka któremu się chce. Do tego szlachetnego altruisty, który za trudy dla świata chce tylko dobrego słowa. I dobrego trunku. Masz problemy z duchami przodków? Coś stuka w Twoim domu? Sąsiad jest wampirem? Udaj się do Jakuba Wędrowycza najlepszego Cywilnego Egzorcysty w Kraju! Być może mieszka na zapadłej wsi na Ścianie Wschodniej być może odżywia się własnoręcznie pędzonymi trunkami i wygląda na starego kłusownika ale nie daj się zwieść pozorom! Jeszcze nie pojawił się wampir, kosmita, wilkołak czy upiór, który dałby radę nieustraszonemu egzorcyście w gumofilcach."


Postaci pana Pilipiuka chyba przedstawiać nie muszę, bo jest to jeden z najbardziej rozpoznawalnych autorów w kręgach polskiej fantastyki. Andrzej Pilipiuk 9-krotnie (!) nominowany do nagrody Zajdla, aż wreszcie uhonorowany nią w 2002 r,  głęboko zakorzenił się w kanonach polskiej literatury fantazy. Cykl o przygodach Jakuba Wędrowycza jest chyba jednym z najpopularniejszych, a zarazem najbardziej znanych dzieł w dorobku pisarza. Sama odniosłam wrażenie, że jest to książka, którą się albo kocha, albo nienawidzi. Opinie na jej temat są naprawdę skrajne, jedni kręcą głowami i dziwią się, jak komukolwiek mogą podobać się wypociny pana Pilipiuka, kiedy drudzy opiewają zalety przygód egzorcysty amatora pod niebiosa. Wiedziona ciekawością i zamiłowaniem do polskiej fantastyki, postanowiłam się przekonać, cóż między kartkami piszczy.



"Jakub myślał przez chwilę.

- Ciapuś! - wrzasnął wreszcie. - Gdzie jesteś, zdechlaku?

- Przecież nie masz psa - zdziwił się morderca.

Dwumetrowy pyton wystrzelił spod łóżka i owinął mu się wokół nóg.

- Co to jest? - zawył.
- Zdziwiony? To jest właśnie Ciapuś. Ciapuś, uduś pana."

"Kroniki Jakuba Wędrowycza", jak sama nazwa wskazuje, opowiadają właśnie o owym Jakubie.  któż to taki? Profesji jak przydomków ma wiele, jednak najbardziej znany jest jako egzorcysta - amator, jeden z najlepszych w kraju (albo i na świecie), zaprawiony kłusownik i bimbrownik. Zmora okolicznych władz, ale też również wszelakich istot nadnaturalnych. Tutaj muszę się zatrzymać i oddać głęboki ukłon w stronę autora, gdyż wykreował niesamowicie oryginalną postać. Jakub Wędrowycz to postać niepowtarzalna i bardzo wyróżniająca się na tle innych. Sama odniosłam wrażenie, że jest to bardzo przerysowana i uwydatniona wizja stereotypowego mieszkańca małej polskiej wsi. Prosty chłop, mieszkający w starym domu, nie za bardzo przejmujący się jutrem, a co dopiero władza i moralnością. W dodatku chroniczny alkoholik (czyż to już nie standard w przedstawianiu polaków w większości zagranicznych filmów?). Jakub Czytając dzieło pana Pilipiuka trudno stwierdzić, czy stary Wędrowycz to geniusz czy szaleniec. A może jedno i drugie? Tak tajemnej wiedzy chyba nikt nigdy nie dostąpi, tymczasem tytułowy bohater na pewno na długo zostanie mi w pamięci.




"Kroniki" są zbiorem opowiadań, a jak to już z takowymi zbiorami bywa, jedne opowiadania są lepsze niż inne. W przypadku tejże pozycji do grona tych lepszych należą te obszerniejsze teksty. Niektóre, szczególnie te krótsze wydają się być bardziej wtrąceniami. Niektóre czytałam bez większego zaciekawienia i jakichś większych emocji lekturze towarzyszących, a inne zaś wciągnęły mnie bez reszty. Ogólnie całość prezentuje cię dość dobrze, choć gdyby książka była dłuższa, to na samo wspomnienie bimbru rozbolałaby mnie głowa ( i to bez wcześniejszego spożywanie tegoż trunku), bo na każdej stronie znajduje się odniesienie do napojów wysokoprocentowych. Jest to raczej w żartobliwym kontekście, ale na dłuższa metę po prostu nudnym stałoby się powtarzanie tego samego w kółko. Przygody Wędrowycza raczej są dość niecodzienne i pasują do jego postaci. Różnorakie dziwne egzorcyzmy, zakładanie hotelu w ruderze i więzienie w jego podziemiach satanistów, czy też wytapianie metali z bomby atomowej do sprzedaży na złom to dla niego chleb powszedni. 
Akcja jest raczej nieprzewidywalna, nigdy nie wiesz, co się zdarzy i jest to duży plus. Przy lekturze na pewno nie pozujecie się znudzeni ani senni, a to naprawdę coś. Wiele książek wywołuje u mnie niepohamowane uczucie "chcę spać" i z pewnością "Kroniki" nie należą do tego grona.

"- Zrobili Cię proboszczem w Dębince Dworskiej?

- Tak.

- Co przeskrobałeś?
- Egzorcyzmowałem punków w Jarocinie.(...)"

Język, jakim napisana jest książka, stylizowany jest na prostą, wiejską mowę, jednak widać, że przy budowie takiego języka autor nieźle się namęczył. Wypowiedzi bohaterów są ciekawe, dowcipne i niestandardowe. Parę przekleństw również się znajdzie, jednak panu Pilipiukowi w tej kwestii do Ćwieka daleko. Bardzo dużo osób zarzuca, że dialogi przeładowane są owymi żartami, które nie są śmieszne, a tylko na takie się silą. Cóż, swoim skromnym zdaniem sądzę, że jest to raczej kwestia gustu.Ktoś lubi tego typu humor (hamburgery z psa, polowanie na wszystko co się rusza za pomocą linki hamulcowej etc) to nie będzie miał do tego zastrzeżeń, inni zaś zarzucać będą prymitywność i brak ogłady.
Mnie osobiście język bardzo się podoba, jest lekki, a jednocześnie śmieszny w odbiorze i dobrze dopełnia się z niekonwencjonalnymi bohaterami i satyrycznym światem przedstawionym. 

Podsumowując "Kroniki Jakuba Wedrowycza" to pozycja obowiązkowa dla tych, którzy lubują się w polskiej fantastyce. Zdaję sobie sprawę, że jest to książka dość specyficzna i, tak jak mówiłam na początku, albo się ją lubi albo nienawidzi. Jedyne co pozostaje, to sięgnąć po nią i przeczytać choć pierwszy rozdział. 
Ja osobiście gorąco polecam, gdyż na mnie przygody starego egzorcysty wywarły bardzo pozytywne wrażenie i obecnie kończę już drugi tom.

                                                                                                                                                         Rose