środa, 28 maja 2014

"Rzeźnia numer 5, czyli Krucjata dziecięca, czyli Obowiązkowy taniec ze śmiercią" Kurt Vonnegut

    
Tytuł: Rzeźnia numer 5, czyli Krucjata dziecięca, czyli Obowiązkowy taniec ze śmiercią   
Tytuł oryginalny:  Slaughterhouse-Five or The Children's Crusade: A Duty-Dance with Death
Autor:  Kurt Vonnegut
Data premiery:  pierwsze: 1972 (polska) 1969 (świat)
Wydawca: Albatros (wydanie najnowsze  2013)
Liczba stron: 256
Ocena:10/10

Jak to pięknie głosi opis z najnowszego wydania książki:
"Billy Pilgrim , amerykański żołnierz schwytany przez Niemców podczas ofensywy w Ardenach w 1944 roku, trafia do obozu jenieckiego. Następnie zostaje przeniesiony do Drezna, gdzie jest przetrzymywany w tytułowej rzeźni. Wraz z niewielką grupką więźniów i żołnierzy ukrywa się przed spadającymi bombami w podziemnej chłodni. Jako jeden z nielicznych wychodzi cało z bombardowania miasta."

Opis, można by pomyśleć, godny bohatera wojennego, który cało wychodzi z czegoś, co unicestwiło wszystkich innych. Hiphiphura, chwała i cześć.  Chyba jednak nie. Jest to opowieść o nieudaczniku, nieradzącym sobie i pomiatanym, kimś, kto trafił gdzieś, gdzie nie powinien, a właściwie gdzieś, gdzie nie powinien trafić żaden człowiek, jeśli tylko którykolwiek z bogów na świecie ma trochę miłosierdzia. Oto cały Billy Pilgrim czyli fikcyjna postać, której autor nadał swoje wspomnienia, aby przelać na papier to, co sam przeżył podczas II wojny światowej.
Zaczynając jednak od początku, na książkę natknęłam się dość nietypowym sposobem, bo poprzez muzykę. Ano, dokładnie. Jestem fanką polskiego zespołu "Hunter" a w ich repertuarze jest piosenka "Rzeźnia nr. 6". Będąc dociekliwym słuchaczem, idąc po sznurku trafiłam do kłębka - inspiracji, jaką była książka pana Vonnegut'a dla zespołu do napisania owej piosenki. A że interesuję się także historią, książka od razu mi się spodobała i nie zwlekając postanowiłam ją zdobyć. Warto tu nadmienić, że czytałam ją jakiś czas przed założeniem bloga, ale jest to lektura tak specyficzna i zapadająca w pamieć, że nie mogłabym jej ominąć w swojej blogowej przygodzie.



Przyznaję szczerze - na początku książka nie podchodziła mi zupełnie, ciężko było mi przejść przez pierwsze kartki, ale potem czytało mi się z przyjemnością, o ile można tak powiedzieć w kontekście owej książki. Bo przyjemniej treści to ona nie ma. Ani trochę. Vonnegut serwuje nam satyryczny obraz wojny, wypaczony a jednocześnie uderzający w sedno. Pokazuje, jaką ogromną moc ma wojna, niszczycielską moc, bo jakże by inną?"Krucjata dziecięca", bo kimże innym w oczach wojny, jeśli nie dziećmi , byli Ci młodzi mężczyźni wybrani do "walki za swą ojczyznę"?  Książka opływa w czarny humor, ironię a jednocześnie widać, że jest inteligentnie napisana i wszystkie szczegóły się ze sobą łączą. Powiedzcie mi, kto wpadłby na pomysł, by motyw wojny połączyć z podróżami w czasie i kosmitami? Ano właśnie nasz autor. Mamy ukazany potępiający stosunek do wojny, jednocześnie jej skutki i nieuchronność śmierci. Vonnegut pokazuje, jak mało znaczy ludzkie życie w obliczu śmierci i każdy ze zgonów podsumowują lekkimi słowami "Zdarza się", które, jak mi się wydawało, prześladowały mnie przez całą książkę.

"...przywiązuje się faceta na mrowisku gdzieś w pustyni, kapujesz? Kładzie się go twarzą do góry i smaruje mu się jaja miodem, a potem odcina mu się powieki, żeby musiał patrzeć na słońce, dopóki nie umrze. Zdarza się."

Nasz główny bohater jest słaby i bardzo marny z niego żołnierz, można by się pokusić o stwierdzenie, iż swoiście jest jego parodią. Nie radzi sobie z okrucieństwem wojny, zaczyna "wypadać z czasu", co jest jego lekiem, który przerywa cierpienia, zostaje także porwany przez Tralfamadorian. Wszystkie te absurdalne wydarzenia świetnie wizualizują, jak destrukcyjny wpływ ma wojna. Bohater popada niemal w szaleństwo, a jest pewien, że wszystko jest prawdą, nawet po wojnie wciąż upiera się przy swoim, wszystko, co przeżył wciąż niszczy go od środka, mimo że jest już mężem i ojcem. Autor umiejętnie manipuluje elementami science-fiction oraz wydarzeń prawdziwych, przemyca pewne treści przypisując swoje tezy kosmitą, te o życiu i śmierci, o ciągu czasu, o tym, jacy naprawdę są ludzie. Widzimy dużo fantazji w książce, a jednak jest ona do bólu realistyczna, ukazuje nagą prawdę o wojnie, o jej skutkach i bezsensie. Vonnegut nie ocenia, tylko opowiada, kpi i szydzi z tego, co kieruje ludzkimi istotami, za pomocą dosadnego humoru przekazuje nam całe okrucieństwo i cierpienie rasy ludzkiej. Cała książka wydaje się nie być pisana na poważnie, ale uwierzcie, jak najbardziej jest. To, że sam Vonnegut przeżył wojnę i bombardowanie Drezna i przelał w tak sposób swoje odczucia, wspomnienia i wszystko z tym związane na papier, jest niezwykły. Gdybym była na jego miejscu, pewnie bym uciekła,  byle jak najdalej od wspomnień, jak najdalej od tego szalonego baletu prowadzonego ze śmiercią.



Istnieją książki, które zmieniają coś w życiu człowieka. "Rzeźnia numer pięć" posiada tak ogromny ładunek emocji, i zasób przeżyć, że nie sposób zauważyć zmiany w sobie po lekturze. Powiedziałaby, że każde pojedyncze słowo w niej zawarte uderza w psychikę, zostawia na niej malutkie draśnięcie przez co nigdy o niej nie zapomnimy. Impet, z jakim autor konfrontuje nas z tym, co sam przeżył, jest tak wielki, że niemal okalecza psychikę. Mimo że minęło już trochę czasu, choć niewiele, odkąd przeczytałam Rzeźnie, gdy tylko ktoś wspomina o bombardowaniu, nie mówiąc już o samym Dreźnie, świadomość wciąż podsuwa mi tę książkę i dwa słowa: Zdarza się.

Chciałabym, żeby każdy dostał choć małą wizualizację tego, co mamy w Krucjacie dziecięcej, więc niewielki fragment:


"Najważniejszą rzeczą, jakiej nauczyłem się na Tralfamadorii, było to, że śmierć jest tylko złudzeniem. Człowiek żyje nadal w przeszłości, tak więc głupotą jest płakać na pogrzebie. Wszystkie chwile, przeszłe, obecne i przyszłe, zawsze istniały i zawsze będą istnieć. Tralfamadorczycy mogą oglądać te różne chwile tak, jak my możemy oglądać na przykład Góry Skaliste. Widzą, że poszczególne momenty są niezmienne, i mogą wybierać te spośród nich, które ich w danej chwili interesują. To tylko my na Ziemi mamy złudzenie, że chwile następują jedna za drugą, jak korale na sznurku, i że chwila raz przeżyta jest stracona na zawsze. Tralfamadorczyk widząc trupa myśli sobie po prostu, że zmarły jest aktualnie w złej formie, ale jednocześnie wie, że ta sama osoba czuje się znakomicie w wielu innych momentach. Kiedy teraz słyszę o czyjejś śmierci, wzruszam tylko ramionami i mówię to, co mówią w takich razach Tralfamadorczycy; to znaczy: zdarza się."


Evra- polecam do przeczytanie każdemu, niezależnie, czy interesuje się historią, czy też nie. Przekonajcie się, co to za książka, a nie będziecie żałować.

Recenzja bierze udział w wyzwaniach:
Klucznik
Pod Hasłem
Z literą w tle

13 komentarzy:

  1. Już sam tytuł, znając pokrótce fabułę książki, wywołuje ciarki na plecach. Myślę, że jest to dość ważna lektura, dlatego z pewnością zapamiętam nazwę książki.

    OdpowiedzUsuń
  2. W takim razie posłucham się twojej rady :)
    Tytuł zapamiętuję!

    OdpowiedzUsuń
  3. Kurcze, interesująca lektur. Muszę się za nią rozejrzeć.

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie słyszałam jeszcze o tej książce, ale chyba jednak nie przypadłaby mi do gustu ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Książka mnie naprawdę zaciekawiła i mam nadzieję, że już niedługo uda mi się ją przeczytać :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Naprawdę warto, może nie czyta się zbyt łatwo, ale za to kiedy się skończy, wie się, że było warto.

      Usuń
  6. Uch, jestem teraz skrajnie rozstrojona... Z jednej strony... interesuję się historią, ale nie znoszę wręcz okresu I i II Wojny Światowej. Myślę, że po prostu bardzo, ale to bardzo źle mi się kojarzą, a ja nie cierpię okrucieństwa... Poza tym, książki w których akcja obsadzona jest właśnie w czasach wojennych, zazwyczaj mi nie podchodzą i niemiłosiernie się przy nich męczę. Ty natomiast sprawiłaś... Rany! Sprawiłaś, że coś mnie w środku zaczęło kłuć! To całe pisanie o kosmitach, o łączeniu science-fiction z obłędem i wojną... jestem tak strasznie ciekawa, że nie potrafię odrzucić tej propozycji... Muszę jeszcze to przemyśleć, ale myślę... chyba... sądzę, że jeśli kiedyś natknę się na tą pozycję... natychmiast ją ze sobą wezmę do domu...
    Pozdrawiam!
    Sherry

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wow, pierwszy raz spotykam się z kimś kto interesuje się historią i nie trawi okresu I i II wojny światowej :0 Oczywiście, nie jest to nic przyjemnego, ale z punktu widzenia historycznego bardzo lubię zgłębiać wydarzenia z nią związane, a że jestem w klasie historycznej i mam paru olimpijczyków z tegoż przedmiotu, przy których moja wiedza, to 100 lat za murzynami, to wiem, że ich ulubionymi okresami jest własnie XX wiek i obie wojny. Tak że zaskoczyłaś mnie troszkę! :)

      Usuń
    2. Ja z wyjątkiem "Jak rozpętałem II Wojnę Światową" i "Złodziejki książek", nie toleruję niczego innego co ma związek z wojnami. :o Po prostu coś mnie od nich odpycha. Zawsze bardziej mnie fascynowały mitologie, starożytność, średniowiecze, epoka oświecenia... kolonizacja, odkrycia geograficzne... Po prostu wszystko co było przed wojnami. :o

      Usuń
  7. Wow, nie wiedziałam, że to była inspiracja do Rzeźni nr 6 Huntera! Swoją drogą książka wydaje się bardzo wartościowa i interesując. Nazwisko Vonneguta jest mi znane, jednak nigdy nie miałam przyjemności sięgnąć po jego powieść. Muszę to zdecydowanie nadrobić. Tytuł zapisuję i w najbliższym czasie udam się na poszukiwania :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W sumie to cała płyta podzielona jest na "wojne" i "pokój" a piosenka oczywiście nie jest zupełnym odwzorowaniem książki, do której nawiązują głownie w tytule, ale dobrze ją obrazuje, bezsens i okrucieństwo wojny. Hunter! \m/

      Usuń
  8. Troszkę obawiam się tego trudnego do przebrnięcia początku, ale skoro to tylko chwilowy dyskomfort, to może jednak się skuszę, bo tematyka jest ogromnie poruszająca i warta uwagi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po prostu język powieści jest specyficzny i trzeba się do niego przyzwyczaić.

      Usuń